zjadłam już nie jedną budyniową miseczkę od czasu opublikowania ostatniego posta..sporo się działo u mnie też, ale ja nie o tym tu mam pisać :)
w ostatnim czasie sporo się nasłuchałam o szczepieniach, szczepionkach jak i opiniach, czy się na nie zgadzać? czy się szczepić?
ten preparat pochodzenia biologicznego, zawierający antygen, który stymuluje układ odpornościowy organizmu do rozpoznawania go jako obcy, niszczenia i utworzenia pamięci poszczepiennej stworzono i zastosowano po raz pierwszy w 1796 roku (szczepionka przeciw ospie prawdziwej). od tamtej pory dzięki szczepieniom przeżyły miliony osób. z czasem przestaliśmy w ogóle zwracać uwagę na zagrożenie wynikające z niegdyś śmiertelnych chorób, które niemal przestały istnieć dzięki obowiązkowym szczepieniom (pozbyliśmy się zagrożenia wynikającego z zainfekowania wirusem polio, czy Haemophilus influenzae).
co do powyższego nie ma wątpliwości.

chyba dwie najbardziej kontrowersyjne szczepionki ostatnich lat są przeznaczone walce z pneumokokami i grypą. co do pneumokoków, to jeszcze nie mam pewności, choć przekonująco brzmią wypowiedzi o treści: "zasadność oraz wydźwięk moralny tych kampanii szczepionek przeciw pneumokokom zostały
zakwestionowane przez Rzecznika Praw Dziecka oraz Głównego Inspektora
Farmaceutycznego".
jednak co do szczepionki grypy,to nie mam wątpliwości: NIE STOSUJĘ!!!
- dlatego,że nigdy tego wcześniej nie potrzebowałam, choć grypę przechodziłam już kilka razy.
- dlatego,że słyszałam jak znajomi, którzy się zaszczepili, to chorowali częściej niż wcześniej
- dlatego,że zaraz po szczepieniu odczuwa się dyskomfort (nie mówiąc o wątpliwej przyjemności samego zaszczepiania).
w związku, z tym, że w moim miejscu pracy każdy z pracowników mógł skorzystać z takiego darmowego szczepienia, to nasłuchałam się historii o tym co działo się w kolejnych dniach. najbardziej zszokowała mnie informacja,że koleżance po szczepieniu bardzo spuchła dłoń, a temperatura ciała wzrosła do 39 st.C, a gdy w takim stanie poszła do lekarza, to doktor kazał jej wyjść tłumacząc się, że to nie on ją szczepił i nie będzie brał odpowiedzialności na siebie za to co ktoś inny spartolił. nie zwracał uwagi nawet na to,że pacjentka ledwo trzymała się na nogach. skończyło się to wizytą prywatną u lekarza, a w konsekwencji L4 :(
tak swoją drogą nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam szczepiona i postaram się ten stan rzeczy zachować jak najdłużej :)
Brak komentarzy: