podróże małe i duże zazwyczaj wiążą się ze zmęczeniem, czy wysiłkiem fizycznym.jednak w przypadku zmiany przy tej okazji stref czasowych dyskomfort ciągnie się przez minimum kilka dni. w moim przypadku jest to podróż na zachód, co jest jednoznaczne z wydłużeniem doby.
jest to ponoć łatwiejsze, bo zawsze łatwiej jest siedzieć do późnych godzin nocnych. drogą kompromisu zasypiam koło 20-22 czasu tutejszego, czyli 2-4 nad ranem polskiego czasu i staram się spać do 6 rano (12 w Polsce). jestem już po 4 takich dziwnych nockach. charakterystyczne jest to, że przebudzam się o 2:30 (8:30 czasu polskiego), ale bez najmniejszego problemu przewracam się na drugi boczek i śpię dalej.
zwłaszcza na początku odczuwałam głód o dziwnych porach, czyli wtedy kiedy jadłam w Polsce. jest to dość dużym utrudnieniem, ale łatwo można to zmienić. gorzej jest tylko z przestawieniem godzin pracy układu pokarmowego, ale jeszcze w kraju starałam się jeść późno kolacje, tzn koło 22. teraz tu na miejscu dbam o dostarczanie sobie dużej ilości płynów, bo staram się zapobiec wzrostowi masy ciała :)
i to chyba na tyle z opowieści o moim jet lag syndrome.
Brak komentarzy: