znów jestem w Polsce i znów nie mam czasu na pisanie..jak ja tego nie lubię. dziś już się troszkę ogarnęłam i piszę o tym, co już powinnam dawno ...Niagara!!!

Wszyscy, których poznawałam wysyłali nas nad ten wodospad, jednak nie było nam jakoś po drodze, bo 120 km odległości, to jednak jest sporo. pokonaliśmy to 3 autobusami, pociągiem i kolejnym autobusem (w jedna stronę, jakieś 4 godziny )

ale było warto.
przygotowując się do wyjazdu znalazłam taką notatkę:

Mniej więcej w połowie drogi rzeka rozwidla się na dwie części i spada dwiema około 50-metrowymi kaskadami.Te dwie części to część amerykańska, w całości na terytorium USA, której kaskady American i Bridal Veil (welon panny młodej; 51 i 60 m wysokości, łącznie około 300 m szerokości) rozdzielone są wąską wyspą Luna Island (40 m szerokości i 100 m długości), i część "kanadyjska" Horseshoe (podkowa, 49 m wysokości i 900 szerokości). Granica między USA i Kanadą biegnie środkiem tej drugiej części. Wodospad jest otoczony przez zabudowę dwóch miast o tej samej nazwie, kanadyjskiego Niagara Falls (78 tys. mieszkańców) i amerykańskiego Niagara Falls (55 tys. mieszkańców). (TU)

a jak dotarliśmy, to zobaczyliśmy to:
strona Amerykańska

strona Kanadyjska

dziś za oknem był piękny słoneczny dzień, cieplutko, przyjemny wiaterek, ale jak wspominam dzień wyprawy nad Niagarę, to się trzęsę z zimna. Było -20 st Celsjusza, do tego wiatr, on był zakatarzony, a ja wykończona
było tak mroźnie,że zdjęcie zobione na zewnątrz wygląda tak:


jest to jedno z wielu salonów tatuażu

i na koniec mała zagadka, co to jest?



odpowiedź..

to jest mniej więcej to, ale w ruchu, bardzo zahuczało tylko głośno i krótko, no może troszkę potrzęsło...

dodam tylko,że zdjęcia robiliśmy z wieży widokowej tuż przy wodospadzie, bo konsekwencje podejścia bliżej do wodospadu były zbyt poważne...grypa murowana

teraz mam tylko postanowienie odwiedzić to miejsce w lecie-będą foty z bliska


Brak komentarzy: