Oo kilkunastu dni jestem po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego, w zupełnie innej strefie czasowej (6 godzin wstecz)
Odwiedzam Kanadę, jest tu zimno i śnieżnie ( jak to w zimie), ale bywają też cieplejsze dni (około -2 st.C), świeci słoneczko, zwłaszcza, gdy jest duży mróz :-D
prawie na każdym kroku zauważam różnice w porównaniu z życiem w Europie. Jest tu znacznie wyższy standard życia i wiele przywilejów i udogodnień z tym związanych, np. kompletny brak zawracania uwagi na zużywanie wody i prądu, wręcz odwrotnie, tu się nie gasi światła, bo szkoda żarówek :-D
samochód jest tu oczywistością, bo to najszybszy środek komunikacji, tak bardzo istotny w kraju, gdzie ulice są nie tylko szeroki ale i dłuuuugie, np ulica Dundas ma około 80 km i przechodzi przez 5 miejscowości.

Z tego co zauważyłam, to obiady tutaj zwane lunch, zjadane są na mieście, bo zwłaszcza w dużym mieście, takim jak Toronto, takich miejsc nie brakuje, bynajmniej.. jest ich cała masa. Zależało mi na odwiedzeniu takiej typowo Kanadyjskiej jadłodajni i znaleźliśmy takową z Panem Kfk'ą (o czym napisał on TU). Tuż za rogiem mieściła się taka mała baro-knajpka z około 30-letnią historią uwidocznioną poprzez zdjęcia na ścianach, kucharzy w podeszłym wieku i wystrój całego lokalu.oczekując na jedzonko

Pierwsze co mnie zauroczyło, to było podawanie wszystkim gościom "na dzień dobry" szklanki wody, ale to jest małe piwo w porównaniu z przyrządzanymi tam daniami. ja dostałam na półmisku kolkę ziemniaków puree, kawałki kruczka polane sosem i przykrywające chleb ułożony na dnie, do tego była podana gotowana kukurydza. Danie było duże, ale zjadłam wszystko, bo było pyszniutkie.
Pan Kfk'a wspomniał, również o hostelu, w którym nocowaliśmy. To prawda był on świetnie utrzymany, ale co mnie w nim zaskoczyło? to B&B, które w rzeczywistości okazało się wielkim łożem (w stylu tureckim)

i śniadanie, a w rzeczywistości kuchnia otwarta non stop, z której zasobów można było korzystać dowolnie, a było z czego: 13 słoików dżemów (każdy inny), z około 10 rodzai płatek śniadaniowych (+ ziarna słonecznika, orzechy i rodzynki do kompletu) 3 rodzaje chleba i 3 rodzaje bułek, w lodówce były jeszcze kartony różnych soków, mleko,śmietana, jaja warzywa, nie wspominając już o czymś tak prozaicznym jak kawa, herbata (6 rodzai), cukier..szczegóły na zdjęciach



ichnie bułki też są inne:










4 komentarze:

  1. To nie są bułki tylko bajgle (bagels) :) Bułki, takie normalne i kajzerki też mamy:)

    Ehm ehm... z tym najszybszym środkiem to zależy. Do pracy samochodem tłukłbym się dłużej niż metrem. Metrem od wyjścia z domu do pracy zabiera mi 20 minut z hakiem (hak zależy od tego, czy metro po drodze stoi czy nie). Samochodem to około pół godziny albo i więcej, a do pracy mam tylko 9 km. Poza Toronto rzeczywiście, bez samochodu się nie da.

    Szkoda, że nam się nie udało spotkać...

    OdpowiedzUsuń
  2. co prawda, to prawda..:-)
    pisałam o komunikacji z myślą o drodze, którą my przebyliśmy, tzn 40 km w 2 godziny, to trochę powoli (autobus-autobus-metro-autobus-nogi)

    łazikując po mieście w ogóle nie korzystaliśmy z metra :-)

    a co do spotkania, to: co się odwlecze, to nie uciecze...:-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic tylko pozazdrościć wyprawy.

    OdpowiedzUsuń
  4. nie ma co zazdrościć tylko samemu spakować manatki i do nas przylecieć...akurat pogoda się poprawia :-)

    OdpowiedzUsuń