zaatakowała mnie raczej w dzień, ale była niewidoczna, a jej skutki odczułam dopiero w nocy, gdy zaczęło mnie drapać w gardle. myślałam,że to przez suche powietrze, więc wstała, napiłam się wody ale niestety było jeszcze gorzej, bo mięśnie zaczęły mnie boleć, wiec zaaplikowałam sobie środki podstawowe (to nie była setka wódki z pieprzem), by szybko uwolnić gardło, bo jak to mi się uda, to zresztą bólu też sobie poradzę. niestety uwolnić gardło nie jest tak łatwo, bo ten ścisk szybko powraca, zazwyczaj po kilku godzinach utajenia. najgorsza była kolejna noc, bo mięśnie zostały tak zainfekowane nią,że budziłam się co 15 minut. noc koszmar, co się znośnie ułożyłam do snu, to znów ból powracał w zwielokrotnionej sile. odwracałam się z boku na bok i z góry na dół. po takiej nocy, gdy tylko mogłam wstać i zaaplikować już mocniejsze środki, to się ucieszyłam, ale i tak na niewiele się zdały, wciąż wszystko mnie bolało, począwszy od stawów, a skończywszy na oczach i włosach. po kilkudziesięciu godzinach wzięłam pierwszego przeciwbólowa i poczułam się błogo, przestało boleć i w końcu zasnęłam. ponoć sen działa leczniczo, ale nie w moim przypadku. rano obudziłam się z wszystkimi poprzednimi objawami, więc dalej aplikuję dawkę medykamentów wzbogaconą o herbatę z imbiru, którą popijam czosnkowe mini kanapeczki. powtórka z rozrywki, znów wszystko boli, ciężko się siedzi, jeszcze gorzej chodzi, prawie nic nie jem, bo bardzo ciężko jest upchnąć coś pomiędzy wielkie migdały (te w gardle). mijają tak kolejne 2 dni i niby już lepiej, niby już się nie skrzeczy tylko mówi, aż tu nagle zaczęła się lawina. nagle wszystkie gile, kozy, gluty i inne rogacze jakby się zmówiły i chcą naraz się wydostać, a niestety, przepustowość jest ograniczona, więc męczę się z tym kolejne 3 dni. jak nie zdążę czegoś nosem wypuścić, to schodzi to niżej i zalega, drażni, przeszkadza oddychać i zmusza do kaszlu, więc kaszle, smarkam dotąd, aż wszystkich nie uwolnię. najgorsze jest to,że jak ona mi trochę odpuści, to przechodzi na kogoś innego, zazwyczaj kogoś mi bliskiego i tak samo go męczy.. niewyobrażalne okrucieństwo, które odbiera chęci do wszystkiego i niszczy wszystkie plany. tak moim wrogiem jest grypa.
oto bohaterki ostatnich dni:
 kanapki z czosnkiem i nie tylko:

 




i wcześniej wspomniana herbatka imbirowa:





Brak komentarzy: