Jak już wcześniej ujawniłam, mam wątpliwą przyjemność mieszkania w mieszkaniu studenckim. Mieszkanie samo w sobie nie jest najgorsze, choć jest stare i od dawna wymaga generalnego remontu. Jednak nie jest to najważniejsze, żeby mieć najnowszy model mebli kuchennych przygotowywanych na wymiar, ani nawet brak kafli i porządnej podłogi mi nie przeszkadza, ale w tym lokum jest coś znacznie gorszego: brud, syf, smród, a nawet grzyb zaczyna u nas gościć…
Jestem studentką już od 4 lat i od początku nie zmieniałam miejsca zamieszkania ( tylko współlokatorów :-)). Osobiście nie jestem ani pedantką, ani brudaską. Sprzątam po sobie, codziennie przed i po obiedzie myje naczynia i uważam, że raz w tygodniu należy zrobić większe porządki, czyli umyć łazienkę, ubikacje, pościerać kurze, poodkurzać, pomyć podłogi. Tak zostałam nauczona w domu, swoją drogą tę wiedzę wpajano mi bardzo długo, bo ja usilnie starałam się nie zauważać konieczności sprzątania. Zawsze bardzo nie lubiłam składać ciuchów i odkładać ich na miejsce, wiec po tygodniu, w moim pokoju tworzyła się ciekawa mozaika złożona z ciuchów, książek i brudnych naczyń, którą miałam w zwyczaju w sobotę sprzątać. Moja mamusia, któregoś razu, gdy weszła do mojego pokoju, w środku tygodnia, pod moją nieobecność, bardzo się zezłościła i na środku pokoju wysypała mi kosz ze śmieciami, twierdząc, że przecież mi bałagan nie przeszkadza…Po latach nauczyłam się sprzątać troszkę częściej, weszło mi to w nawyk i nie stanowi to dla mnie problemu, za co teraz jestem wdzięczna cudownej rodzicielce :-)
Wracając do mieszkania z innymi, obcymi osobami, to zdziwiłam się, że nie w każdym domu rodzice uczyli swoje pociechy sprzątania po sobie, tzn. rodzice wyręczali swoje słodziutkie dzieciaczki ze sprzątania, czyniąc z niech, oczywiście nieświadomie, kaleki. Dla mnie to jest przykre, że dwudziestoparoletnim osobom, które niebawem mają mieć magistra, trzeba przypominać, a wręcz tłumaczyć, że po sobie się sprząta.
Są pewne cechy, które sprawiają, że do człowieka ma się szacunek, czy też wyrabia się o nich zdanie, dla mnie jedną z takich cech jest właśnie umiejętność sprzątania po sobie. Według mnie, nawet bardzo biedna osoba, jeśli dba o porządek wokół siebie i po sobie, to może bardzo dużo zyskać w oczach innych osób (co później procentuje), ale jeśli ktoś bardzo bogaty, nie potrafi po sobie posprzątać, to może stracić znacznie więcej…
Jak to ma w zwyczaju mawiać Pan Kfk’a : „to jest zasrany obowiązek, sprzątać po sobie!” Tak, a za nie wypełnianie obowiązków należy się kara. Znalazłam na jednym forum o Szwedach i ich dziwactwach sposoby na ich radzenie sobie z brudem w mieszkaniu, to proste: dzwoni się po firmę sprzątającą, a wystawiony przez nich rachunek daje się sprawcy bałaganu. hmmm warte rozważenia …




Woli wyjaśnienia, to wszystko przez to, że od czwartku mam zawalony zlew brudnymi garami współlokatorów, od niedzieli podłoga jest czarna, a dziś musiałam umyć brudny (nie z mojej winy) garnek, żeby móc ugotować sobie zupkę ( zupka pomidorowa, wyszła wspaniała :-))

Brak komentarzy: